Trybunał Konstytucyjny zakazuje aborcji w Polsce. Tym samym ta upolityczniona (niech nikt mi nie mówi, że jest inaczej) komórka aparatu państwowego obdziera kobiety z prawa do decyzji, czy chcą nosić pod sercem dziecko ze śmiertelną wadą, które prawdopodobnie nie przeżyje godziny. Odbierają im prawo do decydowania o własnym ciele. Od dziś koszmar Polek – PiS i kler decydują, one rodzą. Następuje szybka akcja-reakcja: rozwścieczony tłum zaczyna protestować, i protest ten mobilizuje jak zawsze tylko główne miasta. Do czasu. Pierwszy raz od dawna wychodzą nawet 10-tysięczne mieściny na Podkarpaciu. Cała Polska krzyczy „WYPIE******”.
Oczywiście idę. To nawet nie decyzja, to coś jak refleks. Biegnę w czwartek w „podomowym” dresie. Idę na gigantyczny „spacer” przez Warszawę. Idę w niedzielę, a w poniedziałek blokuję miasto. Idę, bez wytchnienia krzyczę, że ***** ***, udostępniam wszystko, co się da na social mediach – idę z automatu, bo idziemy wszyscy. Bo jest ważna sprawa i trzeba się wkur*** i działać. Dopiero w poniedziałek, kiedy dostaję do ręki baner „Wara od mojej macicy” zaczynam się zastanawiać – co ja dokładnie tutaj robię? Zakaz aborcji przecież mnie nie dotyczy, ta uchwała nie zmieni mojego życia i nie będę musiał urodzić martwego dziecka.
Otóż sprawa jest prosta. Widzę moją mamę, najwspanialszą ze wszystkich kobiet, która do dzisiaj zatroskana krząta się, gdy wracam do Warszawy. Widzę swoją siostrę, która zawsze słucha godzinami moich problemów. Widzę moją nianię, która brała mnie na jagody do lasu jak miałem 4 lata. Widzę przyjaciółkę z gimnazjum, która sama z książką przegoniła trzech chłopaków, którzy mnie zaczepiali. Widzę piękne i mądre kobiety, które mam szczęście na co dzień nazywać przyjaciółkami. Otwieram oczy i na strajku widzę tysiące takich kobiet. Są wszędzie, są „bardzo złe” i są zjednoczone. I wiem, że te oczy mam pełne łez. I to dobrze, bo to „po męsku” w tej sytuacji. Po męsku, bo wiem, że walczę w słusznej sprawie. Walczę o prawo do wolności. Walczę o prawo do wyboru. Walczę przeciwko napuszczaniu i dzieleniu Polaków na grupy. Płaczę i się nie wstydzę, bo wiem, że przede mną tworzy się najpiękniejsza historia. Robię to dla nich. Robię to dla kobiet, które mnie wychowały, które zawsze były obecne w moim życiu.
Terlecki porównuje posłanki Lewicy do hitlerowców, zwraca się do Nowackiej nazwiskiem jej matki, która zginęła pod Smoleńskiem. Do tego „orędzie Prezesa”, które do złudzenia przypomina Jaruzelskiego z czasów ogłoszenia stanu wojennego. Oglądając wydarzenia z ostatnich dni, cieszę się, że budynek Sejmu przypomina kształtem cyrk.
Dlatego wyjdę również i dzisiaj i wychodzić będę dopóki starczy mi sił. Nie idę tam, żeby mówić kobietom, jak mają się wkurw***. Idę, żeby zaoferować moim siostrom ramię, na którym mogą się wesprzeć, wykrzykując swoje prawa. Wszystkim mężczyznom polecam zrobić to samo.
Przeczytaj także: Kobiety mówią: to nie koniec! Protesty ogarniają kraj