Istnieją na świecie społeczeństwa, które są wolne od znanych nam chorób. Jak to możliwe? Prymitywne plemiona Amazonii nie zapadają na grypę, ospę, odrę czy świnkę. To dlatego, że żyją w izolacji i nie mają kontaktu z innymi ludźmi. Ale to nie znaczy, że uniknęły zarażeń w przeszłości. Gdy pierwsi kolonizatorzy przybyli do Ameryki Południowej, przywieźli ze sobą także choroby. Przechorowanie i kwarantanna, a także leki (dostępne w tamtych czasach), sprawiły, że grypa już nigdy nie powróciła ponownie do tych pierwotnych społeczeństw (nabyły one odporność i nie miały ponownego kontaktu z innym ludźmi).
Odpowiedzią izolacja?
Naukowcy zastanawiają się, czy rzeczywiście izolacja oraz społeczny dystans wyeliminują całkowicie choroby. Ciekawym przykładem jest Australia. Jeszcze w styczniu 2020 roku, pod koniec australijskiego lata, w kraju odnotowano 6 962 przypadki grypy potwierdzone badaniami laboratoryjnymi. W tym czasie Covid-19 nie był zbadany i traktowano go jako „nowy koronawirus” występujący głównie w Chinach. Lekarze z Australii spodziewali się coraz większej liczby przypadków grypy, w miarę jak dni stawały się coraz krótsze i zbliżała się zima.
Zamiast tego wydarzyło się coś zupełnie innego. W kwietniu odnotowano zaledwie 229 przypadków grypy – spadek z 18 705 w porównaniu z ubiegłym rokiem. W tym czasie koronawirus rozprzestrzenił się już na całym świecie z wyjątkiem Antarktydy, zarażając łącznie ponad milion ludzi.
Wprowadzono wtedy narodowe kwarantanny, zalecono mycie rąk, dystans, a noszenie masek stało się powszechne. W sierpniu naukowcy stwierdzili, że sezon grypowy w Australii był najłagodniejszym w historii. W sumie wystąpiła mniej niż jedna dziesiąta infekcji zaobserwowanych w 2019 roku – zdecydowana większość z nich miała miejsce przed wybuchem pandemii. A to wszystko na tle większej liczby testów niż kiedykolwiek wcześniej.
We wrześniu Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) poinformowała, że „brakujące” przypadki grypy były zjawiskiem globalnym, ze znacznie niższymi poziomami, niż można byłoby oczekiwać. W tygodniu rozpoczynającym się 7 września, program FluMart, śledzący przypadki zachorowań na grypę, odnotował zaledwie 12 potwierdzonych laboratoryjnie zakażeń na całej planecie.
Oczywiście istnieje wiele możliwych wytłumaczeń tego spadku. Ludzie z powodu strachu przed Covid-19 przestali szukać pomocy medycznej. W niektórych miejscach możliwe jest, że przeprowadzono mniej badań, bo środki zostały skierowane gdzie indziej. Jednak wielu ekspertów podejrzewa, że głównym powodem spadku zachorowań było jednak fizyczne dystansowanie się i poprawa higieny.
Czy szczepionka wyeliminuje grypę?
Istnieją cztery główne szczepy grypy, które krążą każdego roku: dwa należą do typu A, który występuje również u zwierząt, a dwa pozostałe należą do typu B, który występuje tylko u ludzi. Istnieje także typ C, który nie wywołuje ciężkiej postaci grypy.
Uniwersalna szczepionka przeciw grypie może zlikwidować tylko grypę typu B, mówią naukowcy. Nawet jeśli dałoby się zaszczepić wszystkich ludzi na świecie na typ A, to i tak możemy się nim ponownie zarazić od zwierząt.
Problemem jest także to, że wirusy mutują – zmieniają się dość często, co utrudnia stworzenie szczepionki. Z drugiej strony, im mniej zarażeń, tym wirus mniej mutuje, co daje szanse na sukces w opracowaniu skutecznego leku. Ale jest też w tym pewien haczyk – jeśli mniej ludzi choruje oznacza to, że społeczeństwa nie będą w stanie się uodpornić na wirusy w ogóle (tzw. odporność stadna).
Naukowcy badają obecnie, czy dystans społeczny zmniejszył faktyczną liczbę zachorowań na grypę na całym świecie, czy tylko przyczynił się do jej obniżenia. Jeśli tak się stało, to tempo ewolucji wirusa może pozostać w dużej mierze niezmienione. Z tego wynika, że w przyszłym roku – kiedy dystans społeczny będzie zniesiony w znacznym stopniu – te miejsca, w których obecnie występuje mniej przypadków grypy, mogą zostać poważnie dotknięte chorobą. To może oznaczać problemy dla już przeciążonej służby zdrowia, która będzie walczyć jednoczesnie z dwoma chorobami zakaźnymi.