Orzeczenie TK niespecjalnie mnie zaskoczyło, w przeciwieństwie do znajomych osób z różnych kręgów zawodowych czy politycznych, którzy trzęśli się z wściekłości. Dlaczego się dziwicie, pytałam, przecież wszystko do tego zmierzało. Zagraniczne media szeroko komentowały to wydarzenie, a kobiety planowały odwet. I dobrze, że zapadł taki wyrok, bo wreszcie mieliśmy okazję się ocknąć. Ta kropla przepełniła przysłowiową czarę goryczy. Na ulicę wyszli wszyscy – kobiety i mężczyźni, starzy i młodzi, działacze i celebryci. Podziały zniknęły, bo wobec takiego skurw[..]stwa nie można pozostać obojętnym.
Od czwartku spontaniczne protesty przewinęły się przez kilkadziesiąt miast Polski. Jestem przekonana, że rząd nie przewidział ich skali. Ogłaszając w piątek wprowadzenie kolejnych obostrzeń związanych z pandemią, liczono, że to zamknie temat. Że ludzie się przestraszą, zostaną w domu, sprawa jakoś przyschnie. Że tylko oszalałe feministki wyjdą na ulice. A tu niespodzianka. Czy rząd zapomniał, że możliwość decydowania o sobie ma dla człowieka fundamentalne znaczenie? Czy nie o to toczyliśmy walki parę dekad temu? Nie, bo tu chodzi o sumienie. Ale do cholery, czyje sumienie? Polityków? Kleru? Czy tylko ja mam wrażenie, że władza rysuje nam rzeczywistość z „Opowieści podręcznej” Margaret Atwood??
Czuję złość. Budząc się w poniedziałek, wyrzucam sobie, że nie wzięłam udziału w protestach. Tłumaczyłam sobie, że chronię rodzinę. Ale gdy słyszę, że Szpital Bielański w Warszawie wyszedł przed szereg (wyrok nie został jeszcze opublikowany) i zapowiedział wstrzymanie możliwych procedur aborcyjnych ze strachu przed konsekwencjami, odbiera mi mowę. Nie mogę uwierzyć, w to co się dzieje. Przecież obowiązkiem lekarzy jest pomaganie potrzebującym, w tym kobietom. Czy faktycznie wszyscy zostaliśmy tak sterroryzowani przez Kaczora i jego ekipę? Że nie widzimy, jak bardzo jest to nieetyczne, nieludzkie? Ciekawa jestem, jak w tej sytuacji – donoszenia płodu skazanego na śmierć – odnaleźliby się przez te 9 miesięcy męscy decydenci. Ciekawa jestem, czy nie zrobiliby wszystkiego w ich mocy, żeby ukrócić cierpienia swoich żon, córek, sióstr, bratanic. Od dawna przecież wiadomo, że konserwatyści stosują podwójne standardy, podwójną moralność. Jacek Kurski mógł unieważnić swój ślub kościelny, a poseł Przemysław Czarnek wysłać córkę na studia, mimo że twierdzi, że „kobiety mają rodzić, a nie o pracy myśleć”. To po co dziewczynie te studia? Może, żeby złapać męża „intelektualistę”, cholera wie.
Pojawiają się propozycje przeprowadzenia referendum. Ale zaraz, jakiego referendum?? Takiego, do którego pytania będzie układał PiS? Czy oni kompletnie zwariowali? Opinia Polaków jest przecież znana – 69 proc. z nas opowiada się za legalizacją aborcji. Referendum sprawi tylko, że władza te liczby przekręci na swoją korzyść. Bo że w manipulacji są obeznani, to już wszyscy wiemy. Teraz już jestem wściekła. Sprawdzam, gdzie planowane będą blokady, kiedy słyszę dzwonek do drzwi. To pani Alina, moja 74-letnia sąsiadka razem z trzema innymi koleżankami. Wszystkie mają w rękach plakaty. – Kochana, sprawdź nam proszę, gdzie na Mokotowie będzie blokada – mówi zdecydowanym, acz uprzejmym tonem. Ogarnia mnie wzruszenie. Przekazuję adres – róg Puławskiej i Narbutta, blokadę organizuje pisarka Sylwia Chutnik. Zakładam buty i kurtkę, nie zapominam o maseczce. Gdy pytam, dlaczego zdecydowały się wziąć udział w proteście, bez wahania odpowiadają: – Już parokrotnie zabierano nam głos. Pora go odebrać.
No to idziemy.