Miałam aborcję – historie kobiet, które zdecydowały się przerwać ciążę

Autor: Agnieszka Zawistowska
27 listopada 2020
fot. Unsplash

Aborcja – już samo słowo budzi w naszym kraju wiele emocji i kontrowersji. O tym, jak są one silne, mogliśmy się przekonać w ostatnich tygodniach. Wiele kobiet (bo jednak nie wszystkie) chce decydować o swoim ciele, mieć możliwość wyboru. Ale dlaczego kosztem swojej godności? Oto historie kobiet, które przeszły aborcję. Wcześniej jednak przeżyły piekło.

Natalia doskonale pamięta moment, w którym jej świat wywrócił się do góry nogami. Mijał właśnie szósty dzień od chwili, kiedy spała ze swoim partnerem. I kiedy pękła prezerwatywa. Lęk był tym większy, bo ze względu na zakrzepicę, Natalia nie brała pigułek antykoncepcyjnych. Uzgodnili, że następnego dnia – w środę, pójdzie do lekarza po tabletkę „dzień po”. Wizytę udało się umówić dopiero na czwartek. Gdy wyjaśniła ginekologowi w czym rzecz, ten krótko stwierdził, że nie wypisze jej recepty. – Pamiętam, że siedziałam osłupiała. Nie docierało do mnie to, co mówił. Nie rozumiałam, dlaczego nie chce mi pomóc – wspomina Natalia. Lekarz oznajmił, że należy przyjąć odpowiedzialność za swoje czyny. Uprawiając seks, mogła się liczyć z tym, że zajdzie w ciążę. Dziewczyna wyszła z gabinetu z płaczem. – Mogłam zrobić z tego aferę, ginekolog pracował w prywatnej klinice obsługującej firmę, w której pracowałam. Ale bałam się, że sprawa nabierze rozgłosu i zaraz wszyscy będą wiedzieć, że biegam po lekarzach, bo chcę się pozbyć ciąży. A gdyby tak się stało, już na zawsze przylgnęłaby do mnie taka łatka – mówi Natalia.

W przeciągu dwóch dni była jeszcze u czterech lekarzy. Prywatnych. Dopiero ostatni przepisał jej receptę, mówiąc, że robi to wyłącznie dlatego, że wierzy, że „był to wypadek przy pracy”. Piątkowy wieczór spędziła wraz z chłopakiem, jeżdżąc od apteki do apteki. Nigdzie jednak nie mogła dostać leku, ale mogła go zamówić na przyszły tydzień. – Idiotyzm prawda? Człowiek przychodzi po tabletkę „dzień po” i dowiaduje się, że musi na nią poczekać parę dni. Ręce nam opadły – opowiada dziewczyna. W jednej z aptek, starsza farmaceutka, obiecała załatwić lek na następny dzień. Dziwnym trafem zapomniała Natalii powiedzieć, że akurat ten środek można przyjąć najpóźniej trzy dni po odbyciu stosunku. Następnego dnia mijał czwarty.

Brak miesiączki? To na pewno stres…

Gdy okres spóźniał się Agacie, początkowo niespecjalnie się tym przejęła. Zdarzało się to już wcześniej, szczególnie przy zmianie diety i intensywniejszych ćwiczeniach. Po dwóch tygodniach umówiła się na wizytę do lekarza, a wcześniej – na wszelki wypadek – zrobiła dwa testy ciążowe. Oba miały negatywny wynik. I nic dziwnego, brała przecież tabletki, a ostatnim razem jak uprawiała seks – ze swoim byłym partnerem, z którym planowała się zejść, zabezpieczyli się dodatkowo prezerwatywą. Lekarka zbadała Agatę, stwierdziła, że „wszystko wygląda ok” i przepisała środki na wywołanie okresu. Ten jednak nadal się nie pojawiał. Dostała skierowanie na badanie krwi, żeby wykluczyć ciążę. Z chwilą, gdy odbierała wyniki (negatywne), dostała miesiączkę. Ginekolożka stwierdziła, że z pewnością odpowiadał za to stres. Faktycznie w pracy Agaty ostatnio wiele się działo, więc przyjęła to za pewnik. Dziwiła się jednak, że mimo zachowanej diety i ćwiczeniom, nieco przytyła. Liczyła, że to szybko się unormuje, wkrótce wyjeżdżała na trzymiesięczny kontrakt za granicę.

kobieta stojąca w przejściu przy ścianie z włosami zakrywającymi jej twarz
fot. Unsplash

Na dwa tygodnie przed powrotem do Polski, zauważyła, że puchną jej kostki a lewa strona brzucha wydawała się być nieco bardziej zaokrąglona. Ponieważ od kilku dni borykała się z niestrawnością, zrzuciła to na karb zatrucia pokarmowego. Koleżanka, miejscowa kobieta, namówiła ją jednak na wizytę u lekarza. Z racji tego, że było to małe miasteczko, przychodnia nie była wyposażona w specjalistyczny sprzęt. Po krótkim badaniu, lekarz zlecił RTG, które jednak nic nie wykazało. – Lekarz, starszy facet, orzekł, że na jego oko to musi być cysta na jajniku – opowiada Agata. – Nie mógł zrobić USG, bo nie posiadali takiego sprzętu. Twierdził jednak, że widział już w swojej karierze takie przypadki nie raz, że niemal na sto procent właśnie to jest przyczyną moich problemów.
Agata skontaktowała się z jedyną osobą, której mogła ufać – swoją mamą i poprosiła, żeby załatwiła jej wizytę u sprawdzonego ginekologa.

Zabiłaś niewinne dziecko

Natalia wspomina wielki ból, który ogarnął całe jej ciało. Ten z każdą chwilą stawał się nie do wytrzymania. Leżała skulona na łóżku i powtarzała sobie, że musi zasnąć. Jak się obudzi, będzie już po wszystkim i poczuje się lepiej. Tak się jednak nie stało. Krwawiła coraz mocniej. Wreszcie jej partner zadecydował, że jadą na pogotowie. Na miejscu została poddana drobiazgowemu przesłuchaniu: co brała, kiedy, jak się nazywał ten lek, etc. Gdy przyznała, że była to tabletka poronna, którą kupiła przez Internet, natychmiast odczuła zmianę nastawienia lekarki i pielęgniarek. – Zachowywali się wobec mnie okropnie. Albo traktowali jak powietrze, albo głośno komentowali, to co zrobiłam. Mówili: „i dobrze, ma za swoje, może się teraz nauczy”, „to kara za to, co zrobiłaś”, „dobrze ci tak, zabiłaś niewinne dziecko”. To był koszmar. Usiłowali wzbudzić we mnie poczucie winy, chcieli, żebym wstydziła się za to, co zrobiłam. Nigdy w życiu nie przeżyłam takiego upokorzenia – mówi z goryczą Natalia.

młoda kobieta leżąca na łóżku zakrywająca twarz dłońmi
fot. Unsplash

Z kolei Justyna niewiele pamięta ze swojego pobytu w szpitalu. Do końca nie jest pewna, w którym miejscu odbył się sam zabieg aborcji. – Na drogę dostałam głupiego jasia od matki mojego chłopaka, która była pielęgniarką. Powiedziała, że to mnie rozluźni, uspokoi. Tak naprawdę nie wiedziałam, co biorę, zaufałam jej. Nie sądziłam, że momentami kompletnie stracę świadomość tego, co się wokół mnie dzieje. Nie wiem, ile czasu jechałyśmy. Ocknęłam się, jak dotarłyśmy na miejsce. Myślę, że zrobiła to celowo – raz, żeby chronić syna (byliśmy wtedy jeszcze na studiach), dwa, żeby chronić osoby, które jej pomogły w zorganizowaniu zabiegu. Chciała też mieć gwarancję, że i ja się z tego nie wycofam – opowiada Justyna. Gdy późnym wieczorem było już po wszystkim, matka chłopaka zawiozła ją do swojego domu. Dziewczyna spędziła tam dwa kolejne dni, jej rodzice nigdy się o tym nie dowiedzieli. – Są głęboko wierzący i sądzę, że trudno byłoby im się z tym pogodzić. Na pewno już nigdy nie spojrzeliby na mnie tak samo – dodaje Justyna.

Holandia welcome to

Szok. Wielki szok i niedowierzanie. To właśnie czuła Agata, gdy lekarz po zrobieniu USG stwierdził, że jest w dwudziestym tygodniu ciąży. – Wykrzyknęłam, że to niemożliwe – wspomina. – Przecież miałam robione te wszystkie badania, rentgen! Lekarz powiedział mi wtedy, że to niemożliwe, żeby było to moje zdjęcie. Bo nie są widoczne kości płodu, a powinny być… Powiedziałam, że nie ma mowy, żeby ktoś je mógł podmienić, bo cały czas byłam na miejscu. Upierałam się, ale on nie dowierzał – mówi Agata. Gdy spytała, co w takiej sytuacji ma teraz zrobić, ginekolog odpowiedział krótko: jak to co, urodzić. Teraz za późno na jakiekolwiek inne działania. W poczekalni siedziała mama Agaty, która wszystko słyszała. Obiecała córce wsparcie, w przeciwieństwie do mężczyzny, z którym spała. Kolejna gorzka pigułka. Okazało się, że bez koneksji i większej sumy, wykonanie zabiegu w Polsce jest niemożliwe. Zaczęło się poszukiwanie kliniki za granicą. Ale i to nie było łatwe – zaczynał się 21 tydzień, Wreszcie znalazła klinikę w Holandii, na obrzeżach Amsterdamu. Koszt ok. tysiąca euro. To było do zrobienia. Poproszono ją o wykonanie paru badań przed przyjazdem. Z kompletem dokumentów stawiła się na miejscu niespełna tydzień później. To już był ostatni dzwonek. Po pobraniu krwi i szczegółowym wywiadzie (czy jest przekonana, że na pewno chce to zrobić), podano jej środki uelastyczniające szyjkę macicy i powodujące jej rozwarcie. – Okropnie bolało mnie podbrzusze – mówi Agata. – Skręcałam się z bólu, ale byłam pod stałą opieką pielęgniarek. Poznałam dwie młode Polki, które przyjechały tu na zabieg. Jedną z chłopakiem, drugą z mężem. Były też inne dziewczyny. W całym tym gronie, byłam najstarsza – jako jedyna po 30-tce.

młoda kobieta siedząca na łóżku w ciemnym pokoju
fot. Unsplash

Zabieg Agaty odbył się po południu, pod sedacją. Dochodziła do siebie przez parę godzin. Gdy wreszcie była w stanie podnieść się z łóżka, okazało się, że w sali została sama. Pielęgniarka zaprowadziła ją do pomieszczenia przypominającego kuchnię. Na stole stały słoiki z masłem orzechowym – „na wzmocnienie”. Rozmawiały kilkadziesiąt minut. – Dostałam fantastyczne wsparcie – wspomina Agata. – Wszystkie moje wątpliwości związane z samopoczuciem zostały rozwiane. Zostałam dokładnie poinstruowana, co robić w kolejnych dniach i tygodniach. Przykre jedynie było to, że musiałam przez to przejść sama – dodaje.


Wszystkie imiona bohaterek zostały zmienione.

Dla kobiet szukających pomocy: aborcyjnydreamteam.pl, telefon Aborcja Bez Granic: +48 22 292 25 97.

O autorze

Agnieszka Zawistowska

Dziennikarka i podróżniczka z filozofią slow life. Przez kilka lat związana z „Gazetą Wyborczą”. Fanka kuchni śródziemnomorskiej, kryminałów i długich rozmów przy kawie. Autorka przewodników po Grecji i projektu Akcja Grecja, mającego na celu podpatrywanie życia i zwyczajów Greków.
zobacz więcej

Najnowsze artykuły

Butikowe hotele SPA z artystyczną duszą

Butikowe hotele SPA zapewniają luksusowe warunki pobytu w niebanalnych, wysmakowanych wnętrzach. Bywa że organizują koncerty i wystawy, choć już sam ich wystrój jest sztuką samą w sobie.

zobacz więcej
Wzmocnij odporność w SPA!

W Chacie Solnej hotelu Manor House SPA panuje mikroklimat podobny do tego w podziemnych w jaskiniach solnych. Taka terapia niesie szereg prozdrowotnych korzyści!

zobacz więcej
Kabina SPA dla dwojga Salve in Terra

Intymne SPA dla dwojga, kojące zmysły i łączące się ze zdrowotnymi zabiegami? Takie możliwości zapewnia kabina Salve in Terra.

zobacz więcej
zobacz więcej

Miejsca SPA&MORE wszystkie miejsca