Czwartek, 22 października, ok. godziny 15.00
Trybunał Konstytucyjny wydaje orzeczenie w sprawie aborcji w przypadku zagrożenia zdrowia płodu. Przychylając się do wniosku zapada tzw. „wyrok na kobiety” – od teraz aborcja w Polsce praktycznie nie istnieje. Również w przypadku, kiedy dziecko może urodzić się z wadą niepozwalającą mu na przeżycie. Obrońcy pro-life i katoliccy fundamentaliści świętują, a rozwścieczone kobiety planują protest.
Czwartek, godzina 19.00
Warszawskie inicjatywy wolnościowe i partia Razem organizują spontaniczny protest sprzeciwiający się decyzji TK. Pod siedzibę Trybunału na ulicy Szucha szybko zaczynają napływać ludzie z transparentami. Policja prosi protestujących o rozejście się, więc tłum przenosi się pod siedzibę PIS na ulicy Nowogrodzkiej. Dociera coraz więcej osób, zablokowany jest cały Plac Zawiszy – policja odcina uliczki dookoła budynku i znów próbuje przegonić tłum.
Czwartek, ok. godziny 21.00
Zapada decyzja – idziemy na Żoliborz, pod dom Jarosława Kaczyńskiego. Wszyscy wylewają się na ulicę, blokując najpierw Aleje Jerozolimskie a następnie Aleję Jana Pawła II. Centrum miasta jest sparaliżowane, w oknach stoją mieszkańcy. Nie dołączają do protestu, ale wspierają protestujących oklaskami i machają do tłumu. Widok, którego nie zapomnę nigdy – starsze panie na balkonach klaszczą i ocierają łzy wzruszenia z twarzy. Zmierzamy na Żoliborz, wsparcie mieszkańców rośnie – niektórzy przyłączają się do marszu, niektórzy wychodzą przed domy z herbatą, wodą w butelkach i cukierkami. Rozemocjonowany tłum – pomimo kilkutysięcznej frekwencji – zachowuje się bardzo pokojowo, wszyscy trzymają dystans i mają na twarzach maseczki. Gra muzyka na bębnach, ludzie skandują hasła pod adresem rządu.
Czwartek, przed północą
Docieramy na miejsce, jesteśmy na Mickiewicza 49. Dom z każdej strony otaczają zwarte kordony policji. Ludzie zajmują całą ulicę, policja puszcza z głośników nagrania nawołujące się do rozejścia – tłum zagłusza każdą próbę krzykami i śpiewem. Napięcie eskaluje, odpalone zostają flary, skandowanie staje się coraz głośniejsze. Około godziny 1.00 w nocy policja zaczyna używać gazu łzawiącego, zaczynają się przepychanki, kilka osób zostaje zatrzymanych. Tłum powoli się rozchodzi, lecz organizatorki zapewniają – to nie koniec, widzimy się w tym samym miejscu jutro.
Piątek, 23 października, godzina 19.00
Wychodzimy z metra Plac Wilsona i pierwsze co nas uderza to ogromny szok – gdzie spojrzeć, tam tysiące osób. Zablokowana jest cała ulica Słowackiego, ludzie kierują się w stronę ulicy Mickiewicza pod dom Kaczyńskiego. Docieramy na miejsce. Ogromna liczba protestujących niesie banery i wieszaki z błyskawicami – symbol jedności z protestem.
Piątek, ok. 20.00
Tłum rusza na miasto. Kierujemy się w stronę Placu Inwalidów, a następnie Mostem Gdańskim do Placu Bankowego. Znów mijamy ludzi pozdrawiających nas z okiem, tym razem starsze kobiety w oknach uderzają chochlami w garnki. Emocje są nie do opisania, w powietrzu wręcz czuć niesamowitą solidarność. Czoło tłumu dochodzi do Rotundy, a moi znajomi maszerujący na końcu są dopiero na poziomie przystanku Muranowska – to 3 kilometry drogi zajęte od prawej do lewej strony!
Idą z nami wszyscy – nastolatkowie, studenci, idą również osoby starsze. Skręcamy w kierunku Palmy, samochody stojące na drodze wspierają nas klaksonami. Zmierzamy na Plac Trzech Krzyży i przechodzimy pod Sejmem, lecz protestujący się nie zatrzymują – idziemy pod Belweder. Na wysokości Łazienek ktoś zostaje zatrzymany i przetrzymywany w radiowozie. Tłum staje – nie ruszymy dopóki wszyscy nie będą wolni. Policja odpuszcza i osoba zostaje uwolniona. Dochodzimy do Belwederu, organizatorki mówią: „To nasz protest i nie poddamy się. Dni władzy są policzone.” Pomimo przejścia ponad 10 kilometrów, w ludziach narasta wściekłość. Ruszają w kierunku domu Morawieckiego, pod którym dochodzi do lekkich przepychanek z policją. Tam protest kończy się po ponad 4 godzinach.
Organizatorki zapewniają: „to nie koniec, będziemy walczyć dopóki nie osiągniemy celu”. W niedzielę protesty odbędą się pod kościołami, a w poniedziałek planowany jest protest samochodowy i blokowanie ulic. W środę – paraliż gospodarczy, podobnie jak podczas Czarnego Czwartku – kobiety nie idą do pracy.
Według danych Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego w warszawskim proteście w szczytowym momencie wzięło udział 80 tysięcy osób. Podobne protesty odbyły się w kilkudziesięciu miastach w całej Polsce, również tych mniejszych.