Odwiedziwszy ostatnio kraj Rembrandta van Rijn, Vincenta van Gogha i Jana Vermeera skonstatowałam, że cechy takie jak surowość, uporządkowanie czy wyjątkową ambicję przodków, nadal można odnaleźć w zachowaniu oraz sposobie życia Holendrów. To małe i dumne państwo, ze względu na dbałość o wizerunek, przeprowadziło nawet procedurę zmiany nazwy. Dla lepszej konotacji kraju zerwali z Holandią i każą tytułować swoją ojczystą ziemię Niderlandami, co ma spowodować, że nie będzie się kojarzyła jedynie z prowincjonalnym obrazem wiatraków wśród tulipanowych pól oraz wolnością w kwestiach powszechnie w Europie zakazanych zwyczajów i procedur medycznych. Co ciekawe, tolerancja związana z przyzwoleniem na swobodne ćmienie marihuany, zawieranie związków jednopłciowych, eutanazję i aborcję to pokłosie liberalnych zachowań przywożonych drogą morską z dalekich podróży, podczas których w kraju mieszkańcy żyli jak najbardziej pobożnie i zgodnie z duchem kalwinizmu. Tę sprzeczność można odczuć nawet dziś i wręcz namacalnie jej doświadczyć.
Depresja rodzi depresję
Urokliwe domy na palach i bajkowo pokreślony kanałami i mostkami Amsterdam chwyta za serce. Jednak gdy uświadomimy sobie, że aż 25% Holandii jest położona poniżej poziomu morza, może przejść nas wilgotny dreszcz kończący swój bieg w trzeszczących stawach. Wydaje się, że dłuższe życie na takiej depresji wpływa na samopoczucie, a sielski zapach roznoszący się w każdym zakamarku i najmniejszej uliczce Amsterdamu ma swoje racjonale wytłumaczenie i jest naturalną konsekwencją. Będąc więc turystą naiwnie można myśleć, że spotkamy tu ludzi emanujących ujmującym i rozanielonym uśmiechem na twarzy, przyjaznych, towarzyskich, często przebywających w rozbawionych młodzieżowych grupach. No niestety, takich nie spotkałam. Wręcz uderzyła mnie surowość tubylców, zamknięta postawa i morski chłód. Oczywiście, aby poznać Holendrów zapewne trzeba mieszkać z nimi latami, jednak pierwsze i ostatnie wrażenie z pobytu bardzo mnie zaskoczyło, zwłaszcza, że przebywałam tam w czasie karnawału.
Powściągliwa radość życia
Największe źródło dźwięku i towarzyskiego zamętu stanowią w Amsterdamie grupy turystów. Muzyki nie słychać, tylko śpiew rowerów, z którymi wydaje się Holendrzy mają najcieplejszy związek. Może boją się wizji z „Piekła muzykantów” Hieronima Boscha?
Marihuanę oprócz znanych kawowych lokali pali się głównie na ulicy, jak papierosy i to najczęściej w samotności. Święty zwyczaj dzielenia się ziołem zostaje tym samym tu zarzucony.
Dobrze, że Holender Anton Philips zaczął ongiś produkować żarówki, bo zimową porą to jedyne jasne punkty w świątecznym Amsterdamie. Każdy, kto jak ja pamięta z pocztówek i kalendarzy kolorowe stolarki elewacji budynków osadzonych na palach i plamy barwne jak spod holenderskiego pędzla Pieta Mondriana, dziś rozczaruje się, bo bezlistna pora roku obnaża całkowicie szare miasto o burych elewacjach, przeglądających się w burym lustrze wody, w którym odbija się bure niebo. Na szczęście sama architektura, topografia miasta i bogactwo zasobów muzealnych rekompensują wszystko.
Nie biesiadują, bo pracują
Mam wrażenie, że w Holendrach, znanych ze swej oszczędności i pracowitości, buzuje potencjał ukryty przed postronnym obserwatorem (dość pomyśleć o najsłynniejszej, dwulicowej tancerce egzotycznej, Macie Hari, którą nie trudno wyobrazić sobie w amsterdamskiej dzielnicy czerwonych latarni). Wydaje się, że wyjątkowo kreatywne myślenie zapewniają im używki spożywane w samotności i odkrywające na co dzień ukryte zakamarki własnych pokładów twórczości. Jednak ludzie ci nie ujawniają swych doznań na zewnątrz, toteż nic z tego procesu zachodzącego intymnie w głowie się nie marnuje. Gdybyśmy mieli w Warszawie Amsterdam, z pewnością do konopnej burzy mózgów dochodziłoby w miejscu publicznym, w licznym towarzystwie. Pomysły przychodziłyby stadami i stadami wypływały przez usta… a rano okazałoby się, że ktoś już skorzystał z jednej z Twojej wizji i ją zrealizował, jak swoją.
Najwyżsi w Europie
Średni wzrost rdzennych mieszkańców Holandii wynosi wśród mężczyzn 184 cm a wśród kobiet 171 cm (w Polsce odpowiednio 178 cm i 162 cm). Wysmuklone sylwetki wiązano do niedawna z aktywnym trybem życia i dietą bogatą w mięso i nabiał. Jednak przyczyna jest bardziej prozaiczna. To pokłosie selekcji naturalnej. Okazuje się, że kobiety (często nieświadomie) wybierają wysokich mężczyzn na ojców swych dzieci, gdyż okazały wzrost ma być prognostykiem dobrobytu i zwiastunem silnych, zdrowych genów. Dla mnie każdy Holender był tego samego, nieokreślonego wzrostu, bo nie schodzili z rowerów.
Szczerość emanująca w wystroju wnętrz
Holendrzy słyną ze swojego otwartego komunikowania poglądów i szczerości zachowania. Nie mają nic do ukrycia i zauważyć to już można jadąc ulicami miast. Wieczorem wydaje się, że domy stanowią rozświetlone witryny zapraszające do nietaktownego podglądania ich prywatnych pieleszy. Sięgające prawie do podłogi ogromne okna w wykuszach i portfenetry pozbawione są przesłon. Nie dziwi więc, że panie lekkich obyczajów reklamują wdzięki w witrynach swych pokoi pracy, skoro każdy tu obnaża, co ma. Ponoć za tą otwartością mieszkańców stoją inne zaprzeszłe zwyczaje, nakazujące żonom marynarzy okazywanie swego nieskazitelnego prowadzenia się podczas nieobecności męża. Tak czy siak rodzi to zwyczaj podglądactwa, z którego potem mogą powstawać obrazy takie jak „Nagi instynkt” holenderskiego reżysera Paula Verhoevena. Nota bene w holenderskim SPA chodzi się całkowicie nago.
Tolerancja na inność i nieczynienie zła
Bardzo bliska mi jest tolerancja dla innych kultur, która buduje mozaikowość miast. To właśnie spotykamy w Holandii. Przejawia się ona także w zwyczajach i sposobie życia. Nikt tu nie krytykuje i nie ocenia, bo sam nie chce mieć niczego zabranianego. Szanuje się za to prawo, spokój i w cenie jest zgodność współistnienia na jednej ziemi. Choć ostatnio wiele mówi się o tym, że tolerancja ta jest pozorna, na szczęście tego nie zauważyłam. Raczej wydawało mi się, że duch Spinozy, urodzonego w Amsterdamie ojca demokracji, która według tego filozofa jest stanem naturalnym, krąży tu w powietrzu. Podobnie jak twierdzenie Erazma z Rotterdamu, że człowiek z natury jest dobry. Równocześnie z ideami myślicieli współistnieje tu gezellig, czyli dążenie Holendrów do upragnionego przez nich stanu, który w przybliżeniu możemy określić jako kreowanie i przeżywanie przytulności/towarzyskości/zabawy. Jest to nieprzetłumaczalny na inny język dobrostan, pojęcie stworzone tylko przez i dla Niderlandczyków. Prezentują oni zatem zadziwiającą mieszankę ciepła i chłodnej gościnności. Dla mnie wszystkie te sprzeczności są fascynujące.
Przeczytaj także: Netflix, nowa era seriali i ostrzeżenie Olgi Tokarczuk