Dodatkowy tysiąc na wakacje? Byłoby miło! Oto pomysł rządu na dofinansowanie Polakom wakacji i wypoczynku, a do tego wsparcie turystyki krajowej. Jeśli jednak myśleliście, że taki prezent wpadnie na Wasze konta tak po prostu, to niestety byliście w błędzie – pieniądze trafią tylko wybrańców i przypuszczalnie dopiero za rok.
Rząd lubi z nami grać w rozmaite gierki. Bony turystyczne, zwane inaczej „tysiąc plus” zdają się być kolejną karuzelą znaków zapytania. Jest to projekt, który ma na celu wesprzeć polską branżę turystyczną, a dodatkowo opłacić wakacje wielu Polakom. Jednak nie wszystkim. „Tysiąc plus” pomijać będzie sektory obsługujące turystykę zagraniczną i bardziej zamożnych turystów. Skorzystają natomiast wszystkie osoby zatrudnione na umowy o pracę, które nie zarabiają więcej, niż przeciętne wynagrodzenie, tj. w tym roku 5200 zł. To, według obliczeń, daje około 7 milionów Polaków.
Skąd w ogóle taki pomysł?
Pojawił się on za sprawą Andrzeja Guta-Mostowego, jeszcze na długo przed koronawirusowym szumem. Początkowo wartość bonów wynosić miała 500 złotych, a kwota ta kierowana miała być wyłącznie dla najuboższych – dla osób, które nigdy nie mogły sobie pozwolić na podróże oraz prawdziwe wakacje. Służyć to również miało wsparciu dla mało przyciągających i atrakcyjnych regionów Polski.
Początkowy plan zakładał również, iż bony realizowane będą tylko poza sezonem letnim, czy feriami zimowymi.
Nagle zrobiło się o wszystkim głośniej, gdy na ramach Radia Maryja opowiedziała o projekcie wicepremier i minister rozwoju Jadwiga Emilewicz.
„Tysiąc plus” ma być oddechem dla pracodawców, którzy dzięki temu nie będą zmuszani do zwielokrotniania swych wydatków. Bony będą w 90 procentach finansowane z budżetu państwa, a jedynie 10 procent stanowić będzie wkład własny pracodawców. Łącznie na ten cel przeznaczone jest 7 miliardów złotych.
„Tak, jak w wielu zakładach pracy pracownicy dostają w okolicach świąt bony od swoich pracodawców, tak my w podobnej strukturze chcemy, żeby pracodawcy mogli taki bon zafundować swoim pracownikom” – tłumaczyła Emilewicz w programie „Money. To się liczy”. Zaznaczała również, że jeśli bony uda się wprowadzić jeszcze w tym roku, to będzie można skorzystać z nich w przeciągu dwóch najbliższych lat w polskich bazach noclegowych bądź korzystając z usług touroperatorów.
Niestety na ten moment dużo więcej o bonach się nie dowiemy – proces konsultacji i wszelkich rozmów trwa. Z nieoficjalnych źródeł słychać głosy, że konkrety pojawią się dopiero w drugiej połowie roku, a w życie wejdą najwcześniej w 2021 roku. Wiceminister Andrzej Gut-Mostowy podkreśla, że ma to być wsparcie dla polskiej branży turystycznej nie tylko na rok, czy dwa, ale na dłużej – bliskie programowi 500+.
Niepotrzebne podziały
Choć ustawa gotowa ma być dopiero w drugim półroczu, to biura podróży już zaczynają się gotować. Przedstawiciele podmiotów turystycznych postulują, aby nie dyskryminować i nie dzielić społeczeństwa bonami. Alina Dybaś-Grabowska, przewodząca Turystycznej Organizacji Otwartej, we wtorek wysłała list otwarty do wicepremier Emilewicz traktujący o niepotrzebnych podziałach zarówno w branży, jak i wśród narodu. Twierdzi ona, że wykluczanie z programu podmiotów zagranicznych, tj. pilotów czy biur podróży jest mocno krzywdzące i mało opłacalne na przyszłe lata.
Wątpliwym jest także kwestia przekazywania „tysiąca plus”. Portal Waszaturystyka.pl podaje informacje, że pieniądze przekazywane byłyby pracownikowi w postaci karty przedpłaconej, dzięki której płaciłby za usługi, a środki z karty przeznaczyć będzie można na usługi turystyczne w momencie, gdy będą one zawierały też noclegi. Biura podróży sugerują, aby państwo realizowało bony za pomocą przelewów na specjalnie utworzone konto bankowe, bądź w formie odpisania poniesionych kosztów od podatku.
Przeczytaj także: Białka Tatrzańska nie tylko zimą