Zaczynamy od nowości, które serwuje nam Netflix. Jednak zanim do nich przejdziemy warto wspomnieć, że od początku serialowej rewolucji w mediach postaci matek nie są tak oczywiste i sztampowe jak w sitcomach czy telenowelach. Wieloodcinkowa forma pozwala budować złożonych bohaterów, prowadzić ich i zmieniać poprzez wydarzenia.
W polskim katalogu serialowego giganta znajdziemy na przykład „Pracujące mamy”. To stosunkowo nowa produkcja (ruszyła w 2017), obecnie licząca sobie 3 sezony. Zacznijmy od tego, że dawno minęły czasy idealnych bohaterek. Frankie, Kate i Annie to kobiety prawdziwe, z problemami, wadami i „zabrudzeniami”. Zresztą problemy, które będziemy oglądać na ekranie są także bardzo prawdziwe: depresja poporodowa, codzienna logistyka opieki nad dziećmi, różne szkoły rodzicielstwa, relacje z byłymi i obecnymi partnerami. Samo życie.
Ok, pojawia się zatem pytanie, po co oglądać coś na ekranie, co dobrze znam z autopsji? W końcu serial skierowany jest przede wszystkim do kobiet. Tutaj zdania recenzentek są podzielone. Część zwraca uwagę, że „Pracujące mamy” pozwalają na spojrzenie z dystansem także na własne sprawy, a krótki czas odcinków idealnie wpasowuje się w tak ulotne przerwy w zalewie obowiązków (jeden odcinek podczas karmienia na przykład).
Komentatorki chwalą produkcję za oswajanie kobiet z problemami. Inne jednak krytykują serial za pokazywanie jedynie wycinka rzeczywistości i odniesienie do pewnej wąskiej uprzywilejowanej grupy bogatych matek, które zawsze mają doskonałe ubrania, fryzury i makijaż. Realizm ich życia jest… mocno dyskusyjny. Czy warto obejrzeć? Przekonajcie się same!
Następna produkcja szturmująca matczyne ekrany to „The Let Down”. Tutaj recenzentki zgodnie przyznają: w tej produkcji nie spotkacie księżniczek z problemami, a prawdziwe kobiety radzące sobie z codziennością. Dla niektórych widzów może to być odpychające, szczególnie tych, którzy chcą po prostu się zrelaksować, rozerwać i czasem pośmiać przed ekranem. „The Let Down”, luźno tłumacząc „Zawiedzione” nie jest śmieszny, ale przez to może bardziej wartościowy.
Docenią to na pewno kobiety szukające identyfikacji z bohaterkami, pewnego terapeutycznego doświadczenia wspólnoty w kłopotach. Grająca główną rolę Alison Bell jest także scenarzystką, a poza planem filmowym – matką. Brytyjską, nie hollywoodzką, zatem z pewnością spora część z historii serialowych pochodzi z jej własnego życia.
https://www.youtube.com/watch?v=_BP7bGugPKc
Temat matek w nowoczesnych serialach to materiał na opasłą książkę. Od czasów „Rodziny Soprano” przez „Sześć stóp pod ziemią” (tu wybitna Frances Conroy, mistrzyni ról matek), „Dexter” (tu strata matki oraz [SPOILER ALERT!] śmierć żony/matki syna głównego bohatera) aż po rozpoczęte niedawno australijskie „Bad Mothers” macierzyństwo na ekranie to opowieść o wielu odcieniach, zarówno słodkich jak i gorzkich.
Bez idealizowania i wybielania, co zdecydowanie dobrze wpłynie także na świadomość… męskiej części widowni.
Przeczytaj także: Brzydka płeć